[Dominium] Armia Dominium

Awatar użytkownika
wardasz
Senatorium Imperialis
Posty: 157
Rejestracja: 16 lip 2017, 23:54

[Dominium] Armia Dominium

#1

Post autor: wardasz » 04 sie 2017, 12:03

Armia Dominium Obrazek No dobra, maminsynki, nareszcie jesteście. Niech zgadnę-szlachecki tatulek nie chce dowodzić swoimi żołnierzami ewentualnie już nie może, więc przekazał dowództwo wam? A wy, niedojdy, nie macie zielonego pojęcia o wojnie, wojsku czy czymkolwiek w tym guście, ino mieczem umiecie machać i w szrankach się potykać, a i to nie wszyscy pewnie? Nie bójcie się, zrobi się z was mistrzów strategii, taktyki i przywództwa. Ale od podstaw.

O tym, że nasza armia jest niezwykle złożona, mówić wam nie muszę. Pocieszę was jednak, że gorzej w przeszłości było. W czasach Ery Bogów każdy z waszych przodków co chciał robił. I były takie gówna, że jeden baronik mówił, że rota to tuzin, inny że gros, a jeszcze inny że ponad tysiąc chłopa, albo i dwa. Do jakich pomyłek to prowadziło, sami się domyślicie jak mniemam. Już pod koniec Ery staraliśmy się to ujednolicić jakoś, jak zadymy ustały udało się to w pełni wprowadzić.

Na wstępie wypada powiedzieć, jakie są główne składowe armii Dominium i co wam się należy. Pierwsze są wojska wasalne, czyli siedemnaście korpusów na służbie książąt i hrabiów. Każdy podlega bezpośrednio pod generalicję. Jest tu jakiś hrabiowski czy książęcy syn? Świetnie, wasze to są więc jednostki. Reszta z was będzie się także w to zawierała, ino szczebel niżej, do czego potem przejdziemy.

Drugim elementem są wojska kapituły. Oddziały w granicznych fortach i na ziemiach stołecznych. Mają jakichś tam swoich dowódców, mniej lub bardziej lokalnych, ci zaś podlegają pod generalicję. Normalnie trzymajcie się z dala, aczkolwiek jako że rozkazem generalicji możecie okresowo objąć dowodzenie nad nimi, to i o nich powiemy sobie.

Trzecim elementem jest Zakon, zwany czasem wojskami wewnętrznymi. Paladyni i Straż Ognia. Do tego magowie bojowi, choć to insza nieco sprawa. Od tych sił wara wam, chyba że który paladynem jest wysokiej rangi. Ale jakby który był, to by już dawno to wszystko wiedział i nie musiał by mnie słuchać, a jak kto się stanie, to wtedy się dowie. Póki co wiedzcie, że są, i to, że są więcej niż świetni. Zaprawdę, nie ma nic lepszego na wojnie niż świadomość, że obok was idzie w szyku chorągiew paladynów.


Część I - Oddziały i pododdziały
Zanim przejdziemy do opisu żołnierzy, zajmijmy się strukturą armii. Na wstępie powiem, że wielkości oddziałów są wspólne, nazwy jeno rozróżniają pospolite ruszenie od wojska zaciężnego. Jakby który nie wiedział-zaciężni to tacy, co stale w koszarach siedzą, na żołdzie równym. Pospolite ruszenie zaś to zarówno chłopstwo i mieszczaństwo, które się bierze w czasie wojny w kamasze, jak i rycerstwo całe, które na wieść o wojnie w ordunku staje pod barwami swego pana. Czyli ojców waszych. Struktura, o której zaraz powiem, obejmuje zarówno wasze wojska, jak i kapitularne

Podstawą piechoty jest dziesięciu chłopa, zwanych dziesiątką w pospolitym ruszeniu, a dasą w wojsku zaciężnym. Dziesiątki grupuje się po dziesięć sztuk, w setki, albo w solnie, jeśli o dasach mówimy. Te zaś po pięć składamy, w pięćsetosobowe oddziały, zwane pułkami w ruszeniu pospolitym i regimentami wśród zaciężnych żołdaków.

Jazda jest już bardziej skomplikowana, jako że nie dość że rycerstwo inaczej się układa niż zaciężni, to jeszcze zaciężni maja inną liczebność w lekkiej i ciężkiej jeździe. Tak więc podstawą jest rota, która w przypadku lekkiej jazdy tuzin chłopa liczy, zaś w przypadku pancernych dziesięciu tylko. Dalej jest szwadron. Szwadron lekkiej jazdy z pięciu rot się składa, czyli sześćdziesięciu chłopa liczy, zaś szwadron pancerny liczy rot tylko cztery, co, jak porachować łatwo, czterdzieści koni daje. Szwadrony łączą się po pięć w chorągiew, co daje trzystu jeźdźców w chorągwi lekkiej, a dwustu w ciężkiej.

Rycerstwo zaś to zupełnie insza, paradna bym powiedział sprawa. U nich podstawą jest pan herbowy, ale że pan samemu na wojnę nigdy nie idzie, to najniższą jednostką jest kopia lub poczet. Różnica prosta, kopia to rycerz i giermek, jak ma do tego pachołków zbrojnych jakowych to poczet to już jest. Czasem więc dwóch, czasem nawet ośmiu ludzi w takim pododdziale jest. Potem jest ponownie szwadron, ino że nie ma żadnej reguły, ile koni w nim być powinno. Zazwyczaj jednak wokoło pół setki luda to jest, tak z odchyłem po dwie dziesiątki w górę czy w dół. Szwadrony łączą się w chorągiew rycerską, która skupia wszystkich pasowanych z danej baronii czy obszaru bezpośrednio do hrabiego lub księcia należącego. Jak pogadacie między sobą, to się zorientujecie że waszym ojcom różna ilość rycerzy służy, oględnie wam tylko powiem że taka chorągiew może jedną, a może i pięć setek koni liczyć.

Odmienną sprawą jest artyleria. Tu najmniejszym pododdziałem jest załoga, licząca tuzin balistyków. No i tripantum czy insza balista do tego. Osiem załóg tworzy baterię, sto osób liczącą. Jak który dziwuje się, że mu się rachunek nie zgadza, to pogratulować muszę, bo poza załogami w skład baterii czworo obserwatorów bądź koordynatorów wchodzi. Dziwni to ludzie, nic ino by rachowali, ale jak im powiesz, że tą jedną chałupę chcesz roznieść, to oni to tak przeliczą i w stopniach podadzą, że głazy miotane przez machiny prosto w ową chałupę walną. Baterie łączy się po pięć, a regimenty artylerii, na podobieństwo piechoty.


Część II - Związki taktyczne i operacyjne
Oddziały, czyli regimenty, pułki i chorągwie (bo mniejsze jednostki pododdziałami nazywamy) łączy się w związki taktyczne. Podstawą jest brygada, skupiająca wszystko co dany baron ma do zaoferowania. Przynajmniej w czasie pokoju, rzecz jasna. Jak wojna nadchodzi to nieraz zmienia się układ jednostek, tworząc bardziej wyspecjalizowane brygady, a także tymeny. Różnica bardzo prosta, brygada ma dwa do trzech tysięcy chłopa, tymen cztery do pięciu tysięcy. O to, który oddział do której brygady idzie decyduje generalicja, póki co nie przejmujcie się tym zbytnio. Każdy tutaj, co ma ojca barona własną brygadę dostanie pod dowództwo, zazwyczaj nazwaną waszego rodziciela imieniem, czasem nazwiskiem, a czasem nazwą waszej baronii.

Tak jak ponad wami stoją wasi panowie książęta i hrabiowie, tak ponad brygadami i tymenami stoją korpusy. Jak mówiłem, każdy hrabia i każdy książę ma swój korpus, mówiłem też że to wy będziecie nimi dowodzić, choć wasi ojcowie powinni to robić. Nazwą korpusu jest, podobnie jak w przypadku brygady, nazwa rodu książęcego, jego imię lub nazwa księstwa czy hrabstwa. Korpus nie jest już związkiem taktycznym, a operacyjnym, a drugą jednostką która takie określenie nosi jest armia. I nie mam tu na myśli całości wojsk, a trzy spore oddziały, które razem całość wojsk obejmują. Pierwsza zwie się "Zachód" i obejmuje korpusy księstw Hagal i Cheval oraz hrabstw Velenar, Ozarra i Monmar, jak również oddziały z Zachodniego Rejonu Umocnionego oraz garnizon Warowni Chmur. Druga armia zwie się "Wschód" i obejmuje korpusy księstw Droaam i Yvek, oraz hrabstw Andair, Q'barra i Viveto, a także garnizony tamtejszych fortec, to jest Fortecy Płonącego Miecza, Lodowej Pustelni, Ihoros, Gutarhold i Dębowej Warowni . Reszta, to jest korpusy księstw Linz, Velko i Rekava oraz hrabstw Kotaj, Auroh, Alvirad i Endrak, tworzą armię "Centrum". Jak ktoś zna nieco strukturę władz rozmaitych w Dominium, ten skojarzy natychmiast, że podobnie geograficznie są podzielone inne organizacje, jak choćby albo Kościół Ognia i Bractwo Paladynów.

Jak jesteśmy już przy nazwach, to poza imionami związki wszystkie dla ułatwienia numery mają. Korpusy numeruje się liczbami rzymskimi, od I do XVII. Podobnie jest z brygadami i tymenami, ale jest kilka zasad dodatkowych. Po pierwsze, numeracja jest jedna, czyli jak jest już, powiedzmy, XXIII brygada, to już nie może być XXIII tymenu. Po drugie, wasze, lenne brygady mają numery od XI w górę. Pierwsze dziesięć numerów zajęte jest przez oddziały kapitularne.

Schodząc w dół, pułki, chorągwie i regimenty numerowane są także cyframi rzymskimi. Przy czym każdy szlachcic od nowa liczy, po swojemu. Jak ktoś nie rozumie-w każdej brygadzie będzie I regiment. A przynajmniej może być, nikomu to nie wadzi, nie wadzi też jak ktoś se dwa fantazji ponumeruje je nie od jedynki, a od setki do, dajmy na to stu ośmiu. Ponownie, przy reorganizowaniu brygad numery pozmieniać można. Pododdziały duże, czyli szwadrony, setki i solnie numeruje się literami wielkimi, od A do E, w przypadku rycerskich szwadronów czasem F czy G nawet. Mniejsze pododdziały numeruje się ponownie rzymskimi cyframi, od I do V. Wyjątkiem tutaj są kopie i poczty, których się nie numeruje, a zamiast tego nazwiskami i herbami rycerzy konkretnych operuje.


Część III - Pospolite ruszenie
Obrazek No dobra wymoczki, załapali jak się wojaków w grupy łączy? No to teraz czas byście poznali, jacy owi wojacy są. Pierw pomówimy o pospolitym ruszeniu. Dzieli się ono na dwie grupy, przy czym jedna z nich znowu ma podział na dwie kolejne. Ta dzieląca się to niewiele warci, ale bardzo liczni kretyni, którzy walczą i zwyciężają bardziej wiarą w Ogień i masą, niż kunsztem wojennym. Dzielą się na piechotę łanową i dymową. Pierwsza to chłopi, druga mieszczanie, i wybierani są mniej lub bardziej losowo z lokalnych społeczności. Liczba jest ich mniej więcej stała, bowiem bierze się ich proporcjonalnie do ziemi-różni możnowładcy różną proporcję mają, ale zwykle jest to jeden wojak na 15 do 30 łanów bądź dymów. I z tego prostu rachunek już jest, jak dany baron ma przelicznik 1 do 20, a dana wieś ma, dajmy na to, 200 łanów pól wokoło, to ma 10 wojaków dać. To, w jaki sposób zdecydują, kto ma iść w kamasze, to ich sprawa, byle zdecydowali. Tak samo jest w mieście, ino zamiast łanów dymy są, znaczy się kominy. W praktyce jeden dym to jedna kamienica, czasem warsztaty dodatkowe dymy dają. Piechotę taką trza po zebraniu wyszkolić i uzbroić, bowiem są to ludzie na co dzień w zwykłych zawodach pracujący, nawet pachołki z cechów, od czasu do czasu pełniący służbę w straży miejskiej, nie maja większego przeszkolenia odnośnie walki. Daje im się wtedy najprostszą broń i niezbyt kosztowne wyposażenie, jako że szkoda czegokolwiek kosztowniejszego na stratę wydawać.

W ich obrębie istnieją trzy wzory uzbrojenia, a są to pikinier, włócznik i kusznik. Pierwsze dwa odziane są w przeszywanice, czasem proste pancerze skórzane, część ma na głowach kaptury przeszywane, część nic nie ma. Podstawą uzbrojenia jest pika długości pręta w przypadku pikinierów lub dwujardowa włócznia i okrągłą bądź owalna drewniana tarcza u włóczników. Przy boku mają toporki, czasem messery bądź tasaki, rzadziej kordy. Kusznicy natomiast nie noszą na ogół zbroi, przy boku mają tylko kordy, długie noże, siekierki lub drewniane młoty. Ich głównym uzbrojeniem są zaś kusze, zazwyczaj proste kusze strzemiączkowe.

Grupuje się ich w pełne setki, zazwyczaj pułk składa się z jednej setki kuszników i albo jednej pikinierów i trzech włóczników, albo dwóch włóczników dwóch pikinierów.

Druga grupa pospolitego ruszenia to piechota wybraniecka. Nie jest to jeszcze zawodowa armia, aczkolwiek jest to wojsko mające realną wartość na polu bitwy. Dawniej była popularna, aczkolwiek jako tako jest pokój, to zanika coraz bardziej, bo waszym ojczulkom, lenie, nie chce się płacić na nią. Tak więc występuje głównie na zależnych od Kapituły ziemiach granicznych. Są to ludzie zwykli, na co dzień zajmujący się swoimi sprawami, którzy od czasu do czasu zbierają się i trenują wspólnie, by formę utrzymać i technikę pamiętać. No a w czasie wojny biorą sprzęt, który zawsze w domu mają i który znają wielce, i stawiają się w wyznaczonym punkcie, formując oddział. W zamian za to rozmaite ulgi mają, przywilejami się cieszą, daninę mniejszą mają i takie tam. Jako że obecnie wybrańcu istnieją głównie na ziemiach granicznych, dominują wśród nich żołnierze wyszkoleni w obronie umocnień. Są to więc głównie kusznicy, a także tarczownicy. Pierwsi odziewają się w przeszywanice, przy boku mają długie noże, czasem kordy czy im pokrewne lub toporki wszelakie. No i przede wszystkim kusze mają, zazwyczaj ciężkie, korbowe. Drudzy uzbrojeni są w tarcze drewniane oraz topory, messery, tasaki, maczugi, proste buławy i tym podobną broń. Są lepiej opancerzeni, zazwyczaj noszą pancerze skórzane (łuskowe, lamelkowe), rzadziej przeszywanice, przy czym większość zakłada na nią zbrojniki sztabkowe dla większej ochrony. Jakby który nie wiedział, jest to szereg metalowych płytek, chroniących bark, ramię i przedramię. Nędzna namiastka płytowego naręczaka, ale broni lepiej niż skóry. Tarczownicy wyszkoleni są do walki na wąskim szczycie muru oraz obsługi pomniejszych machin, takich jak onager czy skorpion. Pod komendą doświadczonego balistyka mogą nawet obsłużyć potężną balistę czy tripantium. Nie wiecie o czym mówię, co, żółtodzioby? Cierpliwości, do tego także dojdziemy, wszystko w swoim czasie.

Poza obrońcami fortyfikacji, jest jeszcze jedna grupa wybrańców. I tu muszę cześć oddać rodzicielom kilku z was, że wciąż te jednostki istnieją. Łucznicy. Mają wielkie przywileje, ale też masakrycznie dużo czasu muszą poświęcać na treningi, zarówno grupowe, jak i indywidualne. Kto się bawi łukiem ten wie, zrobisz kilka tygodni przerwy i nie jesteś w stanie nic trafić, mimo że wcześniej wygrywałeś turnieje. Tak więc trenują i trenują, często także posługują się łukiem w pracy, na przykład są myśliwymi. Dzięki temu są bardzo skuteczni, nie ustępują celnością zawodowemu wojsku. Z duchem walki może być już gorzej, dlatego trzeba na nich uważać. Co do wyposażenia, to zazwyczaj odziewają się w przeszywanice lub lekkie, proste pancerze ze skór, przy bokach mają rozmaite krótkie ostrza lub toporki, no i oczywiście długie łuki o sporym naciągu.


Część IV - Piechota zaciężna
No, skończyliśmy o cywilach, co w wojnę się bawią, czas o prawdziwym zawodowym żołdactwie powiedzieć. I tutaj tego od cholery jest, więc po kolei.

Na pierwszy ogień weźmy piechotę lekką. Dzieli się ona na pikinierów, włóczników i tarczowników. Pikinierzy, podobnie jak ci z pospolitego ruszenia, walczą długimi na jeden pręt pikami, są jednak o wiele lepiej opancerzeni-głównie z łuski bądź lamelki z woskowanej skóry. Na głowach maja najczęściej proste kopaliny, przy bokach zaś messery bądź tasaki. Dwie kolejne grupy opancerzone są jeszcze lepiej, jako że część z nich nosi lamelki stalowe bądź kolczugi, w przypadku tej ostatniej często hełm zastąpiony jest kolczym kapturem. Głównym uzbrojeniem włóczników jest rozmaita broń drzewcowa, włócznie, glewie, runki i halabardy. Części z nich (głównie ci wyposażeni w lekkie włócznie) nosi dodatkowo tarcze, wszyscy zaś mają rozmaite obuchy bądź tasaki przy boku. Tarczownicy zaś walczą z użyciem dużych, migdałowatych tarcz oraz tasaków i messerów lub rozmaitej broni obuchowej, rzadziej mieczy.

Zazwyczaj piechotę tę grupuje się w całe solnie. Regiment lekki ma zazwyczaj trzy-cztery solnie tego typu, ciężki jedną do trzech. Czasem w ciężkim łączy się ich w solnie mieszane, liczące po kilka das rozmaitych typów.

Za piechotą lekką mamy piechotę ciężką, czyli zbrojnych. Lekkozbrojni, zwani landknechtami, oraz cieżkozbrojni, nazywani pancernymi. Pierwsi walczą głównie przy pomocy wielkich bądź długich mieczy (choć zdarzają się walczący mieczem bastardowym i puklerzem lub mieczem jednoręcznym i tarczą rycerską). Odziani są w lekkie pancerze półpłytowe, kolczugi lub brygatyny, na głowach rozmaite hełmy otwarte, kopaliny, barbuty, hełmy półgarczkowe. Drudzy zaś preferują miecze długie miecze bądź krótsze odmiany broni drzewcowej, jak topory czy młoty drzewcowe, czasem halabardy. Niektórzy z nich preferuję jednak miecz bastardowy z dodatkiem puklerza, albo nawet korzystają w tarcz rycerskich, walcząc jednoręcznymi mieczami, młotami lub innymi obuchami. Osłaniają się pełnymi płytowymi pancerzami, nosząc zamknięte hełmy, czasem garczkowe, czasem rozbudowane basinety.

W regimencie lekkim często jest jedna solnia zbrojnych, zazwyczaj zawierająca kilka das lekkich i kilka pancernych. Trzonem regimentu ciężkiego niemal zawsze jest solnia ciężkozbrojnych, obok której idą jedna-dwie kolejne solnie ciężkiej piechoty-czasem dwie lekkozbronych, czasem jedna taka druga taka, czasem nawet druga i trzecie solnia pancerna.

Na koniec zostały oddziały strzeleckie. Łucznicy i kusznicy, osłonięci zazwyczaj tylko przeszywanicami lub lekkimi, prostymi pancerzami skórzanymi. Przy boku noszą zazwyczaj długie noże czy coś w tym stylu, ale to ino dodatek jest. Przede wszystkim używają potężnych kusz i łuków. Wśród łuczników dominuje długi, prosty cisowiec lub klasyczny kompozytowy trójwarstwowiec, choć zdarzają się łuki dębowe lub z robinii. Kusznicy zaś używają głównie kusz z wielowarstwowym łęczyskiem na bazie dębu i grabu, naciągane z użyciem koziej nóżki, i to z dość długim ramieniem, czasem kusz korbowych.

Niemalże każdy regiment ma w swym składzie solnię strzelecką, albo łuczniczą, zawierającą siedem do dziewięciu das łuczników, albo kuszniczą, o takiej samej ilości kuszników, albo mieszaną, zawierającą po trzy do pięciu das obu typów.

Zabrakło czegoś, nie? Jednej do trzech das w każdej solni strzelców. I dobrze że tam wolne miejsce jest, bowiem jest jeszcze jedna grupa zaciężnej piechoty. Pawężnicy. To właśnie oni te ubytki wypełniają. Opancerzeni są podobnie jak pikinierzy i podobnie jak oni noszą przy bokach messery i tasaki. Głównym ich jednak wyposażeniem są wielkie pawęże, mierzące cztery stopy szerokości i osiem-dziewięć wysokości.


Część V - Jazda
Obrazek No, dobra, to już wszystko. Moment, moment, gdzie? STÓJ, WRÓĆ!!! Wszystko w sensie że wszystkie typy piechoty. Zapomnieliście że jeszcze jazdę mamy?

Więc tak, na pierwszy ogień poleci jazda lekka. Dzieli się ona na lansjerów i strzelców konnych. Pierwsi odziewają się w woskowane skóry, głównie w formie łuski lub lamelki, rzadziej zakładają brygatyny. W szarży używają długich na dwa i pół jarda lanc oraz drewnianych migdałowatych tarcz, potem zaś wyciągają rozmaitą broń sieczną lub obuchową. Przy pierwszej kategorii należy wspomnieć, że obok miecza coraz częściej pojawia się w tych formacjach szabla, zaś jeśli chodzi o obuchy, to lekka jazda jako jedna z nielicznych formacji wyjątkowo sobie upodobała obuchy na łańcuchach.

Jeśli chodzi o strzelców konnych, to są oni opancerzeni klasę gorzej, dominują proste skórznie i przeszywanice. Przy boku noszą rozmaitą krótką broń, głównie obuchową, zaś głównym uzbrojeniem są łuki refleksyjne różnych typów. Potrafią z nich celnie strzelać w jeździe, nawet w pełnym galopie, choć trzeba przyznać że hakasze są w tym jeszcze lepsi. Ale tego ode mnie nie słyszeliście, jasne?

Chorągiew lekkiej jazdy składa się zazwyczaj z trzech szwadronów lansjerów i dwóch strzelców, opcjonalnie odpowiednio czterech i jednego.

Obok lekkiej jazdy stoi duma Teunotter, czyli jazda ciężka. Dzieli się ona na pancernych, zwanych też kopijnikami, strzelców pancernych oraz kirasjerów. Najpierw zajmijmy się pancernymi strzelcami. Osłaniają się oni lekkimi płytowymi pancerzami, trochę cięższymi niż te używane przez landknechtów. Biegle władają rozmaitą bronią białą, głównie obuchami, ale ich głównym uzbrojeniem jest kusza. Używają głównie ich lżejszych wersji, możliwych do napięcia bez użycia koziej nóżki, choć zdarzają się grupy korzystające z kusz lewarowych, a nawet korbowych. Wielu z nich wozi po dwie, a nawet trzy kusze i potrafią wystrzelić je wszystkie w czasie jednej szarży, co w połączeniu z ich celnością potrafi skutecznie przerzedzić szeregi wroga przez uderzeniem.

Gdy już bełty strzelców konnych obniżą liczbę wrogów, wbija się w nich jazda kopijnicza. Ciężko opancerzeni, włącznie z końmi, i uzbrojeni w długie na pręt kopie, roznoszą w cholerę wszystko, na co się ich rzuci. Ale są przy tym niezwykle kosztowni. Noszą pełne zbroje płytowe, pod które wkładają przeszywanicę lub aketon wzmocniony w kluczowych momentach wstawkami kolczymi. Na głowach noszą ciężkie hełmy typu armlet lub salada. Poza kopią używają metalowych, rycerskich tarcz, a gdy już skruszą kopie, wyciągają miecze, kawaleryjskie młoty, buzdygany lub nadziaki.

Jako że kopijnicy są tak potwornie drodzy, pojawiła się ich tańsza wersja, kirasjerzy. Kto ma takowych w swych armiach, niech wie, że ma zasranego skąpca za rodzicela. No, ale cóż, bywa. Kirasjerzy noszą pancerze zwane kirasjerskimi. Nie wiem kto to wymyślił, i czy nazwa formacji powstała od zbroi, czy na odwrót, pojęcia nie mam. Jest to zbroja płytowa pozbawiona pewnych elementów, jak na przykład sporej części osłon nóg. Noszą do tego lekkie, otwarte hełmy. Podobnie jak pancerni używają ciężkiej kopii w szarży, a następnie rozmaitych obuszków lub ostrzy, niektórzy nawet wożą ze sobą skróconą broń drzewcową pokroju halabard czy glewii. Korzystają z rozmaitych tarcz, rycerskich, migdałowych, czasem nawet okrągłych.

Chorągiew pancerna liczy zazwyczaj dwa szwadrony strzelców pancernych i trzy kopijników, przy czym czasem kopijnicy są zastąpieni (czasem częściowo, czasem w całości) kirasjerami. Zdarzają się także chorągwie zawierające tylko jeden szwadron strzelców, za to aż cztery kopijników/kirasjerów.

No i do tego dodać należy jeszcze rycerstwo. Tutaj jest pomieszane z poplątaniem, każdy używa czego chce lub na co go stać, aczkolwiek z grubsza można powiedzieć, że rycerz to pancerny, czasem lekko osłabiony. Giermek zaś jego mniej więcej jest jak kirasjer wyposażony, ewentualne pachołki to kirasjerzy lub strzelcy pancerni. Nie jest to jednak reguła. Zdarzają się bogaci rycerze, którzy kilkuosobowy poczet w standardzie kopijniczym wyposażają. A są i tacy, co myślą nieco inaczej i zbroją się na wzór lekkiej jazdy. O tych zawsze pamiętać trzeba, bo jak się zapomni który z was i na równi z pancernymi do szarży pośle, to szczęście będziecie mieli, jak rycerz taki po prostu nie zdzierży i padnie. Jak szczęścia nie będziecie mieli, to nie tylko on, ale i cała chorągiew załamie się, bo łańcuch tak silny jest jak jego najsłabsze ogniwo. No a jak jakimś cudem rycerzyk taki przeżyje, to pewni być możecie, że wam nie zapomni tej wpadki. Jak za to pomyślicie i insze zadanie na polu walki mu dacie, to wiele dobrego jest on w stanie zdziałać.


Część VI - Artyleria
No dobra, jeszcze jedno zostało. I w sumie to jedną rzecz pominęliśmy, ale to celowo. Balistycy. Zawodowa piechota, ale tak nie do końca, obsługująca machiny oblężnicze. Bardziej to są inżynierowie niż wojacy, więc nie są zazwyczaj opancerzeni, a za jedyne uzbrojenie mają noże i narzędzia wszelakiej, jak młoty, siekiery czy piły. Nigdy nie dopuszczajcie aby ktokolwiek zbliżył się do nich, bowiem to wielce cenni specjaliści, podobnie jak wielce cenne są maszyny które obsługują.

Co do tych maszyn. Najpierw zajmijmy się najmniejszymi. Skorpion to powiększona odmiana kuszy korbowej, o łęczysku długim na cztery bądź pięć stóp, strzelająca pociskami długimi na dwie stopy na odległość pięciu, sześciu łańcuchów. Onager zaś to pomniejszona mangonela, katapulta działająca na bazie energii sprężystości. Wyrzuca on pociski o wadze trzech, czterech kamieni na odległość pięciu do ośmiu łańcuchów. Obie maszyny montuje się na trójnożnych podstawach lub na niewielkich wózkach. Do obsługi wystarczą dwie-trzy osoby.

Jeśli chodzi o samą mangonelę, to wychodzi już ona z użycia. Miota ona pociski o masie cetnara, czasem półtora cetnara, na dystans jednego stajania. Nie jest jednak specjalnie celne, podobnie jak onagery, do tego jest ponoć skomplikowana w budowie i kosztowna.

Teraz bym powiedział o trebuszach, ino że niedawno oświecony zostałem że trebuszy nie używamy od dawna. Tak, tak, poważnie mówię. Trebusz ma przeciwwagę zamontowaną na stałe, przez co jest niezwykle celny, ale też brakuje mu mocy. Używaliśmy ich dawno, dawno temu, wraz z bifą. Ta natomiast miała przeciwwagę w formie worka lub kosza wypełnionego kamieniami, piachem, żwirem czy czymś takim. Wydłużało to i obracało przeciwwagę, dzięki czemu zasięg był o wiele lepszy, ale majtający się worek powodował, że celność była zerowa. W końcu ktoś wpadł na pomysł, aby połączyć oba rozwiązania i stworzyć machinę ze sztywną, zbitą przeciwwagą zamontowaną na zawiasie. Brzmi znajomo, prawda? Tak, używamy tej konstrukcji do dzisiaj, a zwie się ona tripantium. I miota pociski o masie trzech-czterech cetnarów na półtora stajania. Nieźle? Może być lepiej. Podobno zdarzają się takie kolosalne egzemplarze, że miotają ośmiocetnarowe pociski na trzy staje. To się nazywa wynik. Nawiasem, zarówno tripanium, jak i mangonela może miotać nie tylko duży, lity pocisk, ale i garścią mniejszych. Polecam tą drugą opcję przeciwko piechocie czy jeździe.

Były katapulty, czas na balistę. Chwile temu mówiłem o skorpionie. Balista to zabawka jeszcze większa. Ramiona są długie na dwa jardy każde, podobną długość ma bełt. Waży on więcej niż kamień, a posłać go można na dwie i pół stajania co najmniej, spore okazy potrafią nawet strzelać na dystans pięciu-sześciu stajań. Polecam zobaczyć, bo wielce przydatna to zabawka.

Zarówno tripantium, mangonela jak i balista potrzebują koło tuzina ludzi do obsługi, aby w miarę często strzelać. Choć w ostateczności nawet połowa tej liczby jest w stanie je obsłużyć. Jakby coś się stało, można posłać do pomocy nawet największych kretynów-maszyna obsługiwana przez 10 chłopów pod komendą dwóch balistyków będzie strzelała o wiele lepiej i częściej, niż gdyby mieli by ją obsługiwać tylko ci dwaj balistycy.


Część VII - Hierarchia
Piechota za nami, jazda za nami, artyleria też, czas przejść na kolejny poziom. Hierarchia zdaje się być oczywista, aczkolwiek jak doda się do niej szarże, i to więcej szarż niż by się na pierwszy rzut oka zdawało, to robi się to skomplikowane.

Zacznijmy od zaciężnych. Prosty żołdak zwany jest gemajnem, taki co już się wykazał mianowany jest na gefrajtera. Wyżej w hierarchii jest feldfebl, zwany w kawalerii rotmistrzem. Dowodzi on dasą bądź rotą. Doświadczony feldfebl może dochrapać się rangi oberfelfebla, zwanego wśród jazdy wachtmistrzem. Często piastują oni pozycję zastępcy dowódcy szwadronu bądź solni. Co do samego dowódcy, to zwie się on lejtnantem. Ponad nim stoi oberlejtnant, ponownie często będący zastępcą dowódcy regimentu lub chorągwi. Zaś ów dowódca zwie się oberst, w kawalerii nazywany jest on także chorążym, a w artylerii-bombardierem. Nad nim zaś stoi oberszter, będący członkiem sztabu brygady. Powinien być to najwyższy stopień, jaki w wojskach lennych można osiągnąć.

W praktyce jednak można iść wyżej. Brygadą powinien dowodzić baron, aczkolwiek często się zdarza tak, że nie może lub nie chce. Czasem posyła do tego zadania jakiegoś krewnego, czasem zaś wynajmuje jakiegoś profesjonała, zwanego brygadierem. Poza tym, brygadierzy występują w wojskach podległych kapitule, dowodząc ich brygadami. Ponad brygadierem stoi regimenciarz. W wojskach lennych jest to oficer wynajęty aby dowodził całym korpusem, w wojskach kapitularnych-dowódca całego okręgu.

Ponad tym stoi już tylko generalicja Dominium. Ma ona dwa poziomy. Każda armia na swój sztab, w skład którego wchodzą dowódcy korpusów i wyznaczeni odgórnie Generałowie Zakonu, z Komturem na czele. Nad nimi stoi Sztab Generalny Dominium, któremu przewodzi Wielki Komtur.

Jeśli chodzi o pospolite ruszenie, to tu sprawa jest prosta, taka jak pewnie zakładaliście na początku. Dziesiątką dowodzi dziesiętnik, setką-setnik. Zazwyczaj są wybierani spośród powoływanych pod broń, są to zazwyczaj ludzie przez nich poważani-sołtysi, starsi cechów i tacy tam. Pułkiem dowodzi zawodowiec, przysłany z zewnątrz. Często jest to oberlejtnant, dla którego dowodzenie pułkiem jest ostatnim sprawdzianem przed awansem na obersta.

Co do rycerstwa... tam nic nie ma. Oni mają tyle swoich własnych tytułów, rang, funkcji i pozycji, że nie trza im więcej, obywają się więc bez szarż wojskowych.


Część VIII - Liczebność
Na koniec coś, co pewnie wam się średnio przyda, ale pewnie ciekawi jesteście. Ile tego wszystkiego jest. Taaa, widzę że chcecie bym wam powiedział. Niech i tak będzie.

Korpusy są różne, niektóre liczą cztery, inne nawet dziewięć tysięcy chłopa. Razem jednak jest ich sto i dwa tysiące ludzi, z czego osiem i pół tysiąca jazdy zaciężnej, prawie dwadzieścia pięć tysięcy zaciężnej piechoty, siedemnaście tysięcy rycerzy wraz z pomocnikami oraz grubo ponad pięćdziesiąt tysięcy chłopów i mieszczan, których można powołać pod broń.

W każdej z 10 wielkich granicznych fortec stacjonuje po półtora tysiąca pieszego luda i trzecia tego część jazdy, z czego łatwo policzyć że w sumie daje to piętnaście tysięcy zawodowej piechoty i pięć tysięcy jazdy. Do tego dochodzi około dziesięć tysięcy wybrańców, głównie na zachodniej granicy. Ponadto jest jeszcze straż stołeczna, licząca pięć tysięcy ludzi. No i istnieje jeszcze zakon, czyli dwa tysiące dwustu Paladynów, będących ciężką, elitarną jazdą, oraz siedem i pół tysięca Strażników Ognia.

Jeśli więc dobrze rachuję, razem jest to sto czterdzieści sześć tysięcy ludzi oraz ponad trzydzieści dwa tysiące koni . Do tej liczby należy jeszcze doliczyć kilkuset magów. Aczkolwiek jakby coś się stało, to powiększyć te liczby można, prowadząc dodatkowe zaciągi, tworząc nowe jednostki zaciężne czy nawet wynajmując całe kompanie kondotierskie ze wschodu lub zza oceanu. W okresach szczytowego natężenia walk podczas Ery Bogów zdarzało się, że liczebność armii Teunotter dochodziła do dwustu tysięcy ludzi.

Przemowa regimenciarza Storka von Kottwizza
dowódcy Zachodniego Rejonu Umocnionego
do kadetów kursu oficerskiego
(podziału na rozdziały i dodania grafik dokonano później,
w celu ułatwienia czytania transkryptu)


ODPOWIEDZ