
Słońce teraz jednak już dawno schowało się za drzewami. Bladozłote smugi pokrywające niebo, barwiące je różem, fioletem i błękitem zanikają już, a ono samo szarzeje, zamglewa się, rozmywa. Powoli zapadają ciemności, rozświetlanie teraz tylko blaskiem ognia. Setkami iskier tańczącymi w powietrzu jak małe, płonące świetliki. Buchającymi w powietrze, gdy jeden z was dorzucił drwa, by podtrzymać płomień, maleńki, tlący się ledwo jeszcze, łapczywie pożerający suche gałązki i igliwie. Obłożony kamieniami nie wymknie się spod kontroli.
Aevon y Pont ar Gwennelen, Rzeka Alabastrowych Mostów szumi tuż obok, niewielkim łukiem wpływając między kamienie i tworząc małe zakole, z którego łatwo czerpać wodę i się obmyć. Widać je zza drzew rosnących wokół małej polanki przy drodze, chroniąc was od wiatru i nieporządanego wzroku. Gęsty mech obrastający większość poszycia, tu ustępuje twardemu podłożu - suchemu, lecz niewygodnemu przez swą surowość.
Słychać ważki.